zabawa integracyjna na babskim wyjeżdxie
Udostępnij:

Dzień 1

Potykam się na schodach ciągnąc za sobą wyładowaną do granic możliwości walizkę. Na ramieniu torba sportowa, a w ręku siatka pełna przekąsek i specjałów. Syn patrzy na mnie z niedowierzaniem i upewnia się: “Mamo, Ty jedziesz tylko na 3 dni i masz tam wyżywienie, prawda?”. Uspokajam latorośl i jak na skrzydłach pędzę na miejsce zbiórki, gdzie spotykamy się z innymi dziewczynami. 

Założenie jest proste: jedziemy we cztery jednym autem. Podwójny powód do szcześcia: nie jestem driverem. Tym razem ”najkrótszą zapałkę” wylosowała Marta, ale ją pocieszamy, że już niedługo przestanie karmić i będzie wymiana 😉 

Jak tak patrzę na nasze bagaże, to się zastanawiam czy jednak nie powinnyśmy jechać jeepem jakimś, zamiast standardową osobówką Marty. Stos torebek piętrzy sie na krawężniku, a my już czujemy, że będzie grany Tetris. 

Na swoją obronę mam to, że strój Wikinga z rogami, maczugą i całym ekwipunkiem zajmuje całkiem sporo miejsca….A jeszcze przecież domowa naleweczka (żeby poczęstować koleżanki), “dżem ze świni” babcinej roboty, no i chlebek domowy do niego. Wszystko na “wszelki wielki” – gdybyśmy zgłodniały po drodze, albo w nocy, albo miały ochotę na przedśniadanie, przedobiad czy pokolację 😉 Kiedy tyle czasu spędzasz na świeżym powietrzu i ćwiczeniach to od razu apetyt rośnie. 

Dzień 2

Głos Anety się niesie, dlatego pobudka jest zawsze bardzo skuteczna. Słoneczko zagląda do pokoju i od razu chce się żyć. Powolutku wspinam się po kołdrze do pozycji półsiedzącej, przeklinając pod nosem “sexy pośladki” i  wycieczkę rowerową. Mocna kawa to jest to, co króliczki lubią najbardziej. Połykam “małą czarną” jednym haustem i już mogę sprawdzać mój aktualny “wellbeing”. Zakwasy – są, lekkie niedospanie – jest (ach to impreza i nocne pogaduchy), dobry humor – no jasne! 

W dzisiejszym grafiku, poza fitnessami i tańcami widnieje tajemnicza pozycja: integracja. Usiłuję się dowiedzieć od bardziej zaprawionych w bojach uczestniczek o co kaman, ale też nie mają pojęcia. “Może podchody w lesie, albo jakieś gry zespołowe – wspólnie się zastanawiamy”. 

Wszystko wyjaśnia się po południu. Zostajemy podzielone na drużyny, a potem musimy zbudować nasze bazy – ukryte w lesie szałasy. Każda drużyna ma także swój „totem”, czyli symbol i flagę. Musimy pilnie ich strzec, jednocześnie starając się wykraść z obozu przeciwnika te same cenne przedmioty. Jest przy tym kupa śmiechu, kiedy zaopatrzone w badyle skradamy się przez zarośla i chichrajac się uciszamy siebie na wzajem. 

Zostaję na “czatach” razem z Magdą, która jest stałą bywalczynią Babskich Wyjazdów. Zabijamy czas rozmową. “To jeszcze nic – wspomina. Kiedyś musiałyśmy szukać po całym ośrodku specjalnych monet z symbolami wyjazdu. Każda moneta to był punkt, a zwycięzca mógł przejąć kontrolę nad całą kadrą na długie 5 minut”. Bardzo się starałyśmy, bo stawka była wysoka. “To trzeba się było dogadać i zbierać wspólnie – zauważam przytomnie”. Magda patrzy na mnie jak na amatorkę: “No, a jak myślisz zrobiłyśmy? Tylko one tak sprytnie to rozwiązały, że trzeba było z matematyczną precyzją formułować komunikaty. Jak kazałyśmy podnieść szklankę i wypić zawartość, to się wylała za plecy, bo nie dodałyśmy kierunku – mówi rozżalona”. 

Ze wspomnień wyrywa nas szelest po naszej prawej stronie – widzimy jak zamaskowana ekipa skrada się w kierunku naszej bazy. Wstrzymujemy oddech i bierzemy po kilka szyszek, żeby odeprzeć ich atak.  

Dzień 3

“Ja pierd….. dolatuje z korytarza” – znaczy się kadra wstała i znalazła “prezenty” zostawione przez nas po zielonej nocy – buty związane sznurówkami w wymyślne zestawy oraz wysmarowane pastą do zębów klamki u drzwi. Robię mentalną notatkę: na kolejny wyjazd kupić specjalnie tanią pastę, bo trochę tego towaru schodzi. 

Dziewczyny wyciągają mnie na ostatni spacer po okolicy. Mijamy stary cmentarz i wspinamy się na wzgórze z którego roztacza się zapierający dech w piersiach widok na okolicę. Czuję się pozytywnie doładowana i zmotywowana – jakbym spędziła poza domem conajmiej tydzień, a nie tylko trzy dni. Muszę szczerze przyznać – dawno tak się nie bawiłam. Jest mi  lekko na sercu, jestem młoda i piękna, i tylko trochę niewyspana, ale niezmiernie szczęśliwa!

Udostępnij: