Pani swojego czasu
Znasz to uczucie? Siedzisz w fotelu z filiżanką kawy/herbaty, otwierasz książkę, tudzież leniwie scrollujesz social media czy inną ulubiona aplikację. Nikt nic od Ciebie nie chce i nic nie musisz. W koło cisza i spokój. Masz czas dla siebie. Jest 5.30 rano, albo (jeśli nie jesteś rannym ptaszkiem, tylko sową) zegar właśnie wybił północ. Domownicy jeszcze nie wstali lub już smacznie śpią. A Ty masz wreszcie chwilę dla siebie. To czas wyjątkowy, gdyż jakimś cudem udało Ci się “zakrzywić czasoprzestrzeń” i wyrwać cenne minuty z napiętego grafiku. To czas wykrojony między milionem codziennych obowiązków. Taka stopklatka, zwolnienie i zatrzymanie, zanim wrzucisz kolejny bieg czy zaśniesz snem zmęczonego, zabieganego człowieka.
Wyszłaś z psem na poranny spacer, nastawiłaś zmywarkę, czekasz na pralkę, aby zakończyła cykl, a jednocześnie w głowie układasz listę zakupów: kupić jajka, coś na kanapkę i owoce. Jedną ręką wyjmujesz mięso z lodówki, żeby się rozmroziło, drugą zawijasz w papier kanapki do szkoły. Wsypujesz suche chrupki do miski dla kota i zmieniasz worek na śmieci. Jesteś mistrzynią wielozadaniowości. Skończyły się kapsułki do kawy i płyn do naczyń – robisz mentalną notatkę. Trzeba zadzwonić do hydraulika, bo kran kapie, dać Tosi szczoteczkę do fluoryzacji do przedszkola, kupić rodzicom prezent na 30-tą rocznicę ślubu. Szef prosił, aby skończyć prezentację, i jeszcze składki ZUS ogarnąć, a potem PIT-y wypełnić. Zarezerwować hotel, pojechać na przegląd auta i do logopedy.
I fryzjer koniecznie – krytycznie studiujesz w lustrze swoje odbicie – najlepiej w pakiecie z kosmetyczką. Tyle się mówi o “slow life”, a Ty nadal działasz w rytmie “fast”, bo tyle rzeczy jest na Twojej głowie. Namacalnie czujesz ciężar odpowiedzialności za pracę, dom, rodzinę, zwierzaki. I jesteś wiecznie w niedoczasie.
Chwilo trwaj – myślisz upijając łyk herbaty – i niczym modelka z reklamy batonika Princessa- pławisz się w luksusie miękkiego fotela, delektując kilkoma wolnymi minutami. Bo dla innych masz czas zawsze – dla siebie prawie nigdy.
Dziewczyno, kobieto, babo – w nowym roku, oprócz tych wszystkich postanowień, które być może złamiesz już po miesiącu, daj sobie prawo do czasu dla samej siebie – błogiego “nicnierobienia”. Czas dla samej siebie to nie jest specjalny przywilej, to jest normalność. Bo jesteś z limitowanej edycji i musisz o siebie samą zadbać, aby mieć siłę na bycie codzienną bohaterką. Rób w wolnym czasie co tylko chcesz: spaceruj, czytaj, tańcz, oglądaj ulubiony serial, ale wpleć taki relaks i psychiczny reset do planu każdego dnia. I wymagaj od innych poszanowania dla Twojego wolnego. Bo czas dla samej siebie należy Ci się “jak psu buda”. Nie musisz na niego specjalnie “zasłużyć” czy dostać w drodze wyjątku, na specjalną okazję, jakby czas był prezentem. To powinien być nawyk, tak jak mycie zębów czy zbilansowana dieta. Nie potrzebujesz także wypełniać wniosku urlopowego, bo to nie wakacje w pracy. Poświęcasz czas samej sobie, ze zdrowo-egoistycznych pobudek, bo masz prawo zostać Panią swojego czasu – choćby przez godzinę dziennie.