małpowanie
Udostępnij:

Świeczka o wdzięcznej nazwie: “Słodka w ch*j” jest już odpalona. Delikatny aromat waty cukrowej i pianek marshmallow rozchodzi się po pokoju. Producent na opakowaniu zachęca: „odpal i pamiętaj o tym, jaka jesteś zajebista”. No jak nie, jak tak – przecież takie właśnie jesteśmy. Świeca to tak naprawdę tylko przykrywka dla szałwii którą okadzamy nasze domowe biuro (na wypadek gdyby szałwia nieładnie pachniała), a my mamy zupełnie inne zadanie na dziś: odgonić złe uroki. Całości dopełnia zawiązana na nadgarstku czerwona  mulinowa bransoletka. W tym miejscu można spokojnie narysować kółko na czole lub wymownie postukać się palcem w głowę. Powaliło nas już do końca? Nie, po prostu prowadzimy konkurencyjny biznes w Polsce. 

Złe uroki

Oczywiście ta szałwia to trochę tak dla beki, żeby sobie urozmaicić naszą weekendową pracę po godzinach. Choć dla niektórych może i jest w tym głębszy sens. Przecież według prastarych wierzeń czerwona nitka noszona na nadgarstku lewej ręki ma spełniać rolę ochronnego talizmanu przed wpływami złego oka. Złe oko rozpatrywane jest w kategorii wielkiej, niszczycielskiej i negatywnej siły, która płynie z nieprzyjaznych spojrzeń kierowanych w naszą stronę przez innych ludzi. Zazdrość, złe spojrzenia, złorzeczenia, urok, przekleństwa, wampiryzm emocjonalny oraz mobbing działają na nas destrukcyjnie, niszczą nasze plany, nasz potencjał i uniemożliwiają realizację działań. 

Nie jesteśmy jakoś szczególnie przesądne, choć wiadomo – lepiej mieć siły wszechświata po swojej stronie, dlatego rodzi się pytanie: co to wszystko ma wspólnego z babskimi wyjazdami? 

Misja Babskich Wyjazdów

Jak wiecie Babskie Wyjazdy powstały z przyjaźni i kumulacji energii Anety i Ani. W środku pandemii, podczas jednej z wielogodzinnych dyskusji w kuchni stwierdziłyśmy, że warto wreszcie nazwać to co robimy już od dawna, a mianowicie szereg różnych eventów dla kobiet: sportowych, tanecznych i warsztatowych. 

Mimo tego, że od lat stałyśmy za różnym imprezami nigdy nie miałyśmy ciśnienia na “fejm”, autopromocję czy bycie medialnymi celebrytkami. Ostatnio pani z gazety poprosiła nas o zdjęcie do wywiadu i przeglądając fotki stwierdziłyśmy, że mamy tylko takie w strojach Indianek, wymalowane jako Avatary, tudzież w leśnym szałasie. Wszystkie wykonane “na robocie”, bez lansu.

Robiąc “Babskie” chciałyśmy stworzyć coś dla kobiet w każdym wieku, niezależnie od tego czym się zajmują, skąd pochodzą, jakie mają doświadczenia. Podstawą miała być dobra zabawa, aktywność fizyczna, humor, rozwój, wzajemny szacunek i przyjaźń. Aby każda babka mogła być sobą, dobrze się poczuć w swojej skórze, bez napinki, sztuczności, zadęcia. Tak jakby była w swojej kuchni, w wygodnych ciuchach i wygłupiała się z najlepszymi koleżankami. 

Taka była i jest nasza misja: łączyć różne środowiska, społeczne grupy, style tańca, rodzaje ruchu. Współdziałać, współtworzyć, aby “razem” było wyznacznikiem dla tego samego celu. Nie chcemy stawiać granic i barier, a otwarcie współpracować ze wszystkimi, na jasnych zasadach. Jednym słowem: bez ściemy.

Nasza formuła jest prosta: kilkudniowe campy z warsztatami tanecznymi, sportowymi i artystycznymi. Do tego przebierane imprezy, ognisko, śpiewy, tańce i swawole. Babski wyjazd to coś, co mogłybyśmy same zaproponować naszej mamie, cioci, siostrze czy koleżance. Rozumiecie sami: nie ma wstydu 😉

Z kolei Babskie Dni to imprezy stacjonarne: warsztaty taneczne od zera ze skrajnie różnych styli tańca, gdzie całość jest okraszona maratonem fit maratonem. Dbamy o poziom, bo wiemy, że wielu uczestników to nasze bliższe lub dalsze znajome, znajome znajomych czy ich kumpelki. Nie idziemy w ilość; trzymamy jakość, gdyż nie chciałybyśmy później “świecić oczami” i głupio się tłumaczyć. W to co robimy wkładamy całe serce, a nasze wydarzenia muszą być na najwyższym poziomie.

Babska szałwia

Dobra, a wracając do szałwii i czerwonych nitek. Środowisko eventowe, a tym bardziej środowiska fitnessowo-taneczne są bardzo specyficzne: wielu instruktorów szuka poklasku, uznania, sławy, rozpoznawalności. Czy to coś złego: to zależy. Na pewno tak, jeśli jest robione za wszelką cenę: kosztem zatracenia siebie, pozbycia się oryginalności, plotek, oczerniania, “złego oka”.

Gdyby któraś z nas słuchała plotek i pomówień na własny temat, jestem pewna, że budząc się rano w lustrze widziałybyśmy twarz “Lucyfera”, zamiast lekko niedospanej, z kilkoma zmarszczkami, jednakże naszej kobiecej facjaty.  

Po drugiej stronie spektrum stoi naśladownictwo, zwane też efektem kameleona. Jest to mechanizm społeczny polegający na wzajemnym, automatycznym i nieświadomym kopiowaniu zachowania ludzi. Często jest nadużywany w celu osiągnięcia społecznych korzyści lub dla manipulacji psychologicznej. Naśladowanie lepszych to podstawa uczenia się. Robimy to od najmłodszych lat, kopiując dorosłych. W pewnym sensie całe nasze życie naśladujemy innych, żeby się rozwijać. Dlaczego tej samej metody nie zastosować do tworzenia pomysłu na biznes? Dlatego, że każda firma jest inna, a za konkretnym pomysłem stoją wielogodzinne, a w przypadku dużych firm, wielomilionowe działania. I to co widać “na zewnątrz” to po prostu nie wszystko.

Aspekt prawny papugowania

Dochodzi jeszcze kwestia prawna: niestety polskie prawo nie chroni “gołego” pomysłu. Ustawa o prawach autorskich w art. 1 ust 2. wyraźnie wskazuje, że nie są objęte ochroną: odkrycia, idee, procedury, metody i zasady działania. Oznacza to, że prawo autorskie nie zabezpiecza samego pomysłu. W kontekście tego przepisu w 2017 roku zapadło dość kontrowersyjne orzeczenie Sądu Najwyższego (II CSK 400/16). Sąd, wbrew wydawałoby się elementarnym zasadom prawa autorskiego, przyznał ochronę na koncepcję biznesową. Uznał bowiem, że wymyślony przez agenta skomplikowany pakiet ubezpieczeniowy stanowi utwór. Tyle w kwestii teorii. 

Jak sobie poradzić z małpowaniem?

Billie Eilish nagrała kiedyś piosenkę, w której śpiewała o tym, jak bardzo drażnią ją ludzie kopiujący jej styl. Niestety, nie każdy ma możliwość (w tym nie każda firma), aby w taki sposób zmierzyć się ze swoim „copycatem”. To jak z powtarzaniem czyjegoś żartu. Mówisz go jednej osobie, a ona podaje ten żart dalej jako swój „gag”.

Czy skopiowane przez innych nasze pomysły na wydarzenia, nazwy, grafiki, teksty blogowe czy posty wkurzają nas? Jesteśmy tylko ludźmi, więc oczywiście, że tak. Wysyłamy sobie screeny z komentarzem: “Ej zobacz, ale po nas zmałpowała/ł”, bo nas to po prostu wkurw…

Z tyłu głowy, mamy jednak przeświadczenie, że skoro po nas kopiują to chyba robimy coś wartościowego, bo inaczej by tego nikt nie robił? Si? No i dzięki temu, że pierwsze coś robimy, jesteśmy krok przed innymi. A ogranicza nas tylko i wyłącznie nasza kreatywność (no dobra, i trochę finanse 😉 Ale gotowe jesteśmy okadzić szałwią każdy pokój i zawiązać milion czerwonych bransoletek, bo wierzymy, że to co robimy ma sens. Wiadomo, że bez pasji i wytrwałości żaden biznes by nie przetrwał. A my jesteśmy mega uparte, a pasja, to nasze drugie imię.

Udostępnij: